Wiele wskazuje na to, że bieg byków Bitcoina na szczyt trwa w najlepsze. Brak informacji o wynikach prezydenckich w USA zdaje się nie hamować trendu wzrostowego. Z dniem 5 listopada BTC przekroczył nowy pułap 15000$.
Wczorajszego dnia BTC utrzymywał się powyżej przedziału 14000$. Ostatni raz takie poziomy można było zaobserwować 2 lata temu. Jednakże, w azjatyckich godzinach handlu zaobserwowano nieznaczny spadek ceny BTC do poziomu około 13500$. Jako jedna z przyczyn wskazuje się zwycięstwo Trumpa na Florydzie.
Pomimo tego trend ten błyskawicznie się odwrócił, wznawiając rajd byków na BTC i kontynuując dalszą progresję. Tendencja wzrostowa na BTC trwa w najlepsze. W ciągu ostatnich tygodni ceny wzrastały, oscylując pomiędzy 10000$ a 15000$. W obecnej chwili niektórzy spekulanci i inwestorzy przewidują, że BTC może być na dobrej drodze do osiągnięcia zupełnie nowego pułapu na poziomie 17000$. Zaczęły się pojawiać pierwsze oznaki FOMO (fear of missing out- strach przed byciem pominiętym). Niektóre źródła podają, że pociąg już opuścił peron, a sprawa wzrostów BTC ponownie pojawia się na językach poza środowiskiem krypto.
Zapytany o wpływ prezydenckiego wyścigu na rynki kryptowalut, Bill Noble, główny analityk techniczny w Token Metrics, zakomunikował poprzez pocztę elektroniczną do AMBCrypto:
„Rynek kryptowalut może być ambiwalentny wobec tego, kto wygra wybory, ponieważ powszechnie wiadomo, że Fed niezależnie od wyników, wstrzyknie ponownie pieniądze do systemu finansowego, bez względu na to, kto wygra. Jeśli z powodu zwycięstwa Trumpa wystąpią niepokoje społeczne, Fed rozpocznie dodruk. Jeśli wynik wyborów będzie korzystny dla demokratów, podatki wzrosną, dolar straci na wartości, ponieważ Fed i tak dodrukuje więcej pustego pieniądza”.
Ponadto, w związku z tym, że w kluczowych stanach nadal trwają szacunki, amerykańskie spółki medialne donoszą, że demokrata Joe Biden wydaje się coraz bliżej wygrania wyborów w 2020 roku. Tymczasem prezydent Trump najwidoczniej złożył pozwy w kluczowych stanach, licząc na zaprzestanie liczenia głosów. Tego typu kroki są interpretowane jako próbę uniknięcia za wszelką cenę zapisania się na kartach historii jako pierwszy prezydent USA, któremu nie udało zdobyć reelekcji.
